środa, 28 sierpnia 2013

BR: Maseczka głęboko oczyszczająca pory z glinkami mineralnymi Avon Clearskin

Dużo wody upłynęło w Wiśle od mojej ostatniej przygody z maseczkami Avon. Jednak przeglądając ostatnią ofertę uległam pokusie i postanowiłam zaryzykować.  Tak więc dzisiaj moje wrażenia po stosowaniu nowej maseczki z serii Clearskin.

Maseczka głęboko oczyszczająca pory z glinkami mineralnymi i 0.5% kwasem salicylowym

Pojemnosc: 75 ml
Opakowanie: plastikowa tubka
Konsystencja: kremowo-żelowa
Zapach: delikatny,  lekko odświeżający
Trwałość: 12m
Aplikacja: szybka i łatwa
Czas: 10-15 minut

Moje wrazenia:
Maseczka jest wygodna w użyciu i łatwa w aplikacji dzięki kremowej i zarazem żelowej konsystencji. Po nałożeniu na twarz towarzyszylo mi delikatne uczucie 'ściągania', coś jak w maseczkach typu 'peel off'.
Po około 10 minutach maseczka była dobrze zaschnięta i zmylam ją pod bieżącą ciepłą wodą. Poszło szybko i sprawnie. Twarz po zmyciu maseczki była przyjemnie gładka,  odświeżona i czysta. Dodatkowo pozostała delikatnie ściągnięta (uczucie to towarzyszy mi po każdym myciu twarzy, niezależnie od kosmetyków jakich używam, więc niekoniecznie musi to być minusem tej maseczki).
Ogólnie jestem zadowolona z efektów.  Nie jest to nie wiadomo jak głębokie i dokładne oczyszczanie,  ale też maseczka nie robi krzywdy (nie podrażnia,  nie powoduje swędzenia,  pieczenia czy zaczerwienienia). Wydaje mi się,  że skóra jest delikatnie rozjaśniona. Zapach jest podobny do tego jaki ma maseczka termalna, z tym że bardziej świeży. Stosunkowo niewielkie stężenie kwasu salicylowego sprawdza się w moim przypadku bardzo dobrze.
Ogólnie wystawiam bardzo dobrą ocenę. Jestem zadowolona z zakupu i cieszę się, że tym razem był to naprawdę dobry zakup.

Na zdjęciach znajdziecie skład i informacje z ulotki.

sobota, 12 stycznia 2013

BR: szampon do włosów Nivea Baby

Jeśli wejdziemy do pierwszej z brzegu drogerii i udamy się do działu "Pielęgnacja włosów", to szybko się przekonamy, że półki uginają się od ilości szamponów, odżywek i środków do stylizacji.
Przez ostatnie 6 miesięcy testowałam przeróżne szampony do włosów ( począwszy od Avon z olejkiem arganowym, z którego byłam nawet zadowolona, później przyszła pora na Timotei z szałwią, który sprawdzał się do trzeciego opakowania i inne, których nie warto nawet wspominać ). Wśród nich znalazły się również dwa szampony z serii Nivea Baby. Po pierwsze dlatego, że po zmianie środków do koloryzacji włosów szampony z SLS stały się na nich i dla mojej skóry zbyt mocne, po drugie - już od jakiegoś czasu czaiłam się na tą serię :) Czaiłam się, bo mimo iż kosmetyki Nivea są dostępne w UK, to akurat Nivea Baby nie ma :(

Pierwszy na moją głowę spadł szampon odżywczy z naturalnymi proteinami jedwabiu. Spadł przypadkowo, bo źle kliknęłam w czasie zamówienia, a później nie chciało mi się odkręcać sprawy. Pomyślałam więc - co mi tam! Nivea Baby, to w końcu Nivea Baby. Może się sprawdzi!
 pojemność: 200 ml

Skóra mojej głowy poczuła różnicę już po pierwszym użyciu. Przestała 'boleć' jakkolwiek dziwnie to brzmi, ale fakt jest taki, że zdarzało się, iż po użyciu niektórych szamponów bolała mnie skóra głowy ;( Powoli zaczęły znikać zaczerwienienie i pojedyncze strupki. Szampon ma bardzo przyjemny zapach, delikatnie się pieni - zdecydowanie mniej niż szampony z SLS, ale przy tym dobrze myje. Początkowo mniejszą ilość piany uznałam za wadę produktu, bo wydawało mi się, że aby dobrze umyć długie włosy, muszę zużywać go więcej. Szampon w dodatku jest dość gęsty, co sprawia wrażenie, że trudniej go rozprowadzić po włosach i mniej czyści. Ale nic bardziej mylnego! Po tygodniu stosowania przekonałam się, że większa ilość nie jest niezbędna do dokładnego umycia skóry głowy i włosów :)
Co do samych włosów: po umyciu były miękkie i lśniące. Były również 'lekkie' (mam dość grube, ciężkie i długie włosy) i lekkość ta sprawiła, że nabrały objętości. Koński ogon był dwa razy grubszy niż zwykle!! Moje włosy pozostawały również dłużej świeże - bez problemu dwa dni. Może nie wydawać się to dużo, ale dla osoby, która kiedyś myła włosy codziennie, świeży wygląd na koniec drugiej doby po umyciu był swego rodzaju szokiem. Po innych szamponach moje włosy jeszcze przed końcem drugiego dnia zaczynały wyglądać na brudne i tłustawe :( ble! Jeśli chodzi o wydajność: mnie wystarczyło szamponu na około 3 tygodnie.
Następnie postanowiłam w końcu spróbować szampon nadający połysk z naturalnym ekstraktem z kwiatu lipy.

pojemność: 200 ml
skład: Aqua, Decyl Glucoside, Sodium Myreth Sulfate, PEG-200 Hydrogenated Glyceryl Palmate, PEG-80 Sorbitan Laurate, PEG-90 Glyceryl Isostearate, Disodium PEG-5 Laurylcitrate Sulfosuccinate, Polyquaternium-10, Chamomilla Recutita Flower Extract, Tilia Cordata Extract, Bisabolol, Laureth-2, Citric Acid, Glycerin, Sodium Laureth Sulfate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Benzoate, Parfum.

W porównaniu z szamponem odżywczym, ten nadający połysk lepiej się pieni (ale nadal nie tak bardzo, jak większość szamponów). Jest również bardzo delikatny dla skóry głowy i ma podobnie przyjemny, lekki zapach. Nie jest tak gęsty przez co zdarzało mi się używać go zbyt dużo ;( Wystarczył również na około 3 tygodnie.

Jeśli chodzi o włosy: po umyciu pozostawały gładsze, bardziej lśniące i zdyscyplinowane. Były również bardzo miękkie w dotyku :) i łatwe w rozczesywaniu, bez dodatkowych odżywek czy serum. Moje włosy straciły trochę na tej puszystej objętości, którą dawał szampon odżywczy, ale zyskały jeszcze większy połysk i zdrowszy wygląd :) Jeśli będę wybierać ponownie - zdecyduję się na szampon nadający połysk :) Nieznacznie bardziej pzypadł mi do gustu, bo dwa razy większa objętość włosów potrafi być czasem męcząca ;) Poza tym, włosy lepiej znosiły suszenie powietrem suszarki :)

W tej chwili używam szamponu dla dzieci z Burt's Bees, który jest w swoim działaniu i końcowym efekcie bardzo podobny do szamponu odżywczego. Zanim jednak wrócę do Nivea Baby chcę jeszcze spróbować domowej roboty szamponu ekologicznego :) Jeśli się nie sprawdzi - na pewno moim pierwszym wyborem będzie Nivea Baby! :)



 

niedziela, 6 stycznia 2013

BR: Flavo-C forte serum firmy Auriga

W końcu przyszedł czas podzielić się z Wami jednym z moich kosmetycznych odkryć minionego roku, a jest nim serum Flavo-C forte zawierające 15% witaminę C (forma lewoskrętna) i 30% wyciąg z Gingko biloba.

Skład: aqua, ascorbic acid, glycerin, alcohol, etoxydiglycol, ginkgo biloba extract, vitis vinifera extract, camellia sinensis extract
trwałość: 3 m-ce po otwarciu
opakowanie: buteleczka z kroplomierzem, 15 ml
Wskazania do stosowania i efekty stosowania zgodne z opisem producenta:
- Aby uzyskać optymalny efekt, preparat należy stosować  wieczorem na oczyszczoną
i osuszoną skórę twarzy, szyi, dekoltu. Nanieść kilka kropel i delikatnie masować
aż do wchłonięcia. Po kilku minutach można zastosować krem nawilżający Flavo-C.
- Spektakularne rozświetlenie skóry, dodanie skórze blasku, wygładzenie i spłycenie zmarszczek, prewencja przeciwzmarszczkowa dzięki ograniczeniu działania wolnych rodników, wzmocnienie naczyń krwionośnych.


Zanim przejdę do mojego doświadczenia i oceny serum, kilka słów o witaminie C :) Nie będę się rozpisywać, bo jestem przekonana, że większość informacji albo już przyswoiłyście, albo możecie bez problemu odszukać w internecie. 
Witamina C jest niezbędna dla zdrowego funkcjonowania skóry (i nie tylko). Posiada właściwości antyoksydacyjne, dzięki czemu neutralizuje działanie wolnych rodników, które niszczą skórę i przyspieszają procesy starzenia. Dodatkowo wzmacnia nasz układ odpornościowy i wspomaga produkcję kolagenu. W przyrodzie występuje w dwóch formach: prawo- i lewoskrętna, z tym że tylko forma lewoskrętna jest aktywna biologicznie. Jest bardzo nietrwała - rozpuszcza się w wodzie, jest wrażliwa na działanie tlenu, światła i wysokich temperatur. Możemy ją znaleźć m.in. w owocach cytrusowych, czerwonej i zielonej papryce, natce pietruchy oraz brokułach. 
Więcej na temat witaminy możecie poczytać m.in. na stronach Biochemii Urody klik
 
Serum zaczęłam stosować z początkiem października ubiegłego roku. Przy zakupie zdecydowałam się na wersję FORTE z 15% witaminą C z uwagi na zniszczoną, wręcz spaloną słońcem cerę oraz mnożące się zmarszczki. Brrr!
Przy pierwszym użyciu poczułam lekkie pieczenie na twarzy, które ustąpiło po kilku sekundach. Przy kolejnych aplikacjach nie czułam nic i przyznam szczerze w pierwszej chwili pomyślałam, że pewnie serum nie działa. Niemniej jednak postanowiłam wytrwać i cierpliwie czekać na efekty, stosując serum raz dziennie, rano na oczyszczoną cerę, przed nałożeniem kremu ochronnego i makijażu. Co prawda producent zaleca stosowanie serum na noc (brak dostępu do światła), ale na noc stosowałam do tej pory Effaclar Duo. 
Po ok. 2-3 tygodniach codziennego wcierania witaminy zauważyłam, że moja cera jest jaśniejsza, wyrównał się jej koloryt i nawet po nieprzespanej nocy - wyglądała na mniej zmęczoną i zniszczoną. Moje zmarszczki mimiczne, łapki wokół oczu i lwia zmarszczka na czole, spłyciły się :) Skóra pozostawała wygładzona, odżywiona :) Również pękające naczynka w okolicy nosa stały się mniej widoczne, a z czasem w ogóle zanikły. 
Początkowo myślałam, że moje lustro kłamie, ale już kilka tygodni później przekonałam się na własne uszy, że serum działa :) Otrzymywałam mnóstwo komplementów na temat mojej cery i jej młodego wyglądu. O dziwo - komplementowały mnie głównie kobiety, które nie dowierzały, że jestem w wieku 25+, a moja twarz wygląda jak u nastolatki :) Wierzcie mi lub nie, nic tak nie poprawia humoru, jak komplement :)
Buteleczkę wyzerowałam w okresie międzyświątecznym i obecnie czekam na przesyłkę :) Od dwóch tygodni nie używam serum i patrząc w lustro, mam to dziwnie wrażenie, że moja twarz wygląda na bardzo, bardzo zmęczoną. Dlatego już nie mogę się doczekać, aż dotrze do mnie nowa buteleczka i będę mogła wrócić do stosowania HITU 2012 ROKU!!

Informacje nt. produktów laboratorium Auriga możecie znaleźć tutaj. Koszt buteleczki, którą należy zużyć w ciągu 3 miesięcy (po tym czasie witamina C traci swoją stabilność) to wydatek rzędu 80 - 120 zł w zależności od źródła zakupu. Nie są to małe pieniądze, ale warte zainwestowania :)

Jeśli stosowałyście lub nadal stosujecie serum Flavo-C i jesteście zadowolone lub nie z efektów - chętnie poczytam o tym w Waszych komentarzach :)

czwartek, 3 stycznia 2013

Blondynka w 2012: podsumowanie

Uff.....po bardzo długiej niebytności w sieci - wracam! Nie pierwszy raz zdarzyło mi się omijać "własne dziecko" szerokim łukiem, ale końcówka roku - mimo szczerych chęci zwolnienia tempa- przyniosła spore, ba! ogromne zmiany :) Zawirowania pochłonęły całą moją energię i wenę do pisania czegokolwiek, a kiedy już po świętach miałam chwilę dla siebie - wykorzystałam ją na "nicnierobienie" :) Ale dość! Po dwóch tygodniach leżakowania czuję, że wszystko rwie się we mnie do działania :)

Dzisiaj, pierwszy raz w 2013, umieszczam post z podsumowaniem 2012. TAG podpatrzyłam na blogu Urban Warrior :) Od dłuższego czasu nie robię wielkich podsumowań i postanowień noworocznych, ale od czegoś trzeba zacząć blogowanie w tym roku, więc jedziemy! :)

Dominujące uczucie w 2012 roku?

wstrząśniecie i zmieszanie 

Co zrobiłaś po raz pierwszy w 2012 r.?

Kilka rzeczy :) M.in. zaczęłam skrobać bloga :)

Czego nie zrobiłaś w 2012 r.?

Już nie pamiętam :)

Słowo roku?

Seriously??!!

Przytyłaś czy schudłaś?

Zdecydowanie schudłam! :) :)

Miasto roku?

Kielce

Odwiedzone miejsca?

Przeprowadzki wyssały ze mnie ochotę na zwiedzanie :(

Ekscesy alkoholowe?

Brak.

Włosy dłuższe czy krótsze? 

Dłuższe :)

Wydatki większe czy mniejsze?


Nie pierwszy raz większe, ale pierwszy raz, aż tak Duuuże ;)

Wizyty w szpitalu?

Było blisko.

Miłość?

Że co, proszę?

Osoba, do której dzwoniłaś najczęściej?


Mama.

Z kim spędziłaś najpiękniejsze chwile?


Sama ze sobą LOL

Z kim spędziłaś najwięcej czasu?


Hehehe j.w.

Piosenka roku?

Więcej niż jedna, ale na pewno nie "Skyfall"

Książka roku?

"No more dirty looks"

Serial roku?

Private Practice

Stwierdzenie roku?


No bez jaj.

Trzy rzeczy, z których równie dobrze mogłabyś zrezygnować?


Już dawno z nich zrezygnowałam i zapomniałam.

Najpiękniejsze wydarzenie?


Babskie wieczorki :)

2012 jednym słowem? 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


ZMIANY! 

Jakby nie patrzeć 2012 był jednym z intensywniejszych i ciekawszych "roków' w moim byciu na ziemi :) A żeby było ciekawej - 2013 będzie jeszcze lepszy! I tego Wam życzę z całego serca!