niedziela, 25 listopada 2012

Blondyka recenzuje: puder bambusowy Biochemia Urody

Mimo, że moja cera jest mieszana od bardzo bardzo dawna, moja przygoda z pudrami matującymi nie jest bogata i ekscytująca. Głównie dlatego, że zanim wpadłam na puder bambusowy, stosowałam prasowane pudry matujące, które pozostawiały wiele do życzenia.
Wszystko jednak zmieniło się w maju tego roku, kiedy zaintrygowana opiniami Blogowiczek, postanowiłam spróbować czegoś nowego, czegoś innego.

Zatem mowa dziś o rewelacyjnym pudrze bambusowym z Biochemii Urody!


skład: Bambusa Arundinacea Stem Extract
pochodzenie: naturalnie, roślinne
trwałość: podana na opakowaniu (termin mojego najświeższego upływa z końcem 2014 roku) 
wydajność: ok. 6 m-ce codziennego pudrowania
postać: biały proszek

Kilka informacji o pudrze, które znajdziecie również na stronie sklepu Biochemia Urody.
- otrzymywany z rdzenia bambusa poprzez odpowiednie rozdrobnienie (postać gotowego pudru to bardzo drobny, biały proszek)
- puder zawiera do 90% krzemionki, która daje transparentne, matowe wykończenie, bez efektu bielenia skóry
- działa łagodząco, antybakteryjnie, wspomaga gojenie
- nie zatyka porów

Trochę mi zajęło nauczenie się poprawnej aplikacji i jak to na początku bywa, grubo przesadzałam z ilością. Wtedy to właśnie pojawiał się efekt bielenia, ale z czasem nabrałam wprawy i zauważyłam też efekty, jakie pozostawia puder.

Po pierwsze, twarz jest dobrze zmatowiona i efekt matu utrzymuje się od 5 do 9 godzin. Skąd taki rozrzut?? Otóż w moim przypadku duży wpływ miały podkłady jakich używałam. Na niektóre z nich moja cera reagowała zintensyfikowaną produkcją sebum.

Po drugie, puder faktycznie łagodzi podrażnienia. Nie likwiduje wyprysków oczywiście, ale jeśli już mamy do czynienia z jakimś stanem zapalnym, to możemy być pewne antyseptycznego działania pudru.

Po trzecie, jest rewelacyjny dla mojej mieszanej cery.

Minusy? Znalazłam dwa. Pierwszy (bardziej naciągany i dla czepialskich, bo mnie osobiście to niespecjalnie przeszkadza) to taki, że zdarza mi się nawdychać pudru. Póki co żyję i mam się dobrze, ale zawsze kończy się to psikaniem :)
Drugi, to pudełko, a raczej sitko z otworami, przez które wysypuje się puder. Nie do końca mi się to podoba. Raz sypie za mało, raz za dużo, czasem spada i puder rozsypuje się dosłownie na wszystko. Ale ostatecznie przymykam na to oko. Siła przyzwyczajenia? ;)
Pierwsze pudełko wystarczyło mi na 6 miesięcy i przyznam, że przez chwilę miałam pokusę, żeby wymienić go na coś łatwiej dostępnego (czyt. prosto z drogerii), ale jakiś głos z tyłu głowy podpowiadał, żeby zamówić kolejny. I tak też się stało :)

Jest to zdecydowania mój numer jeden jeśli chodzi o pudry matujące. Nigdy nie miałam do czynienia z tak rewelacyjnym produktem! Jeśli szukanie czegoś naturalnego - z czystym sumieniem polecam :) Może i Wam przypadnie do gustu i do cery! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz