sobota, 28 lipca 2012

Blondynka z natury: ziele

Zastanawiałyście się jak kiedyś naturalnym i modnym było stosowanie ziół i roślinnych kosmetyków? Było to tak zwyczajne, że nikt nie obnosił się z hasłami EKO i nie zbijał na tym grubej kasy.

Nasze babcie miały naturalne specyfiki praktycznie na wszystko, począwszy od bólu zęba, a na grypie czy rwie kulszowej skończywszy. Sama nie raz obserwowałam jak moja babcia suszyła latem na ogrodzie ziele. Ostatnio właśnie mnie natknęło, żeby poszukać właściwiej nazwy i sklepu, który je sprzedaje. Inna nazwa, którą znam z domu to czarcie żebro. I na szczęście czarcie żebro jest bardziej popularne niż nazwa zwyczajowa, czyli ostrożeń :)

O właściwościach tego ziółka możecie poczytać w Internecie. Nie będę Was zasypywać suchymi faktami. Napiszę tylko, że faktycznie jest jakaś magiczna moc w tym zielu i wiara w jego cudowne właściwości na pewno nie wzięła się z powietrza, ale przede wszystkim ze skutecznego działania.

Przekopując się przez Internet i szukając sklepu, w którym mogłabym się zaopatrzyć dowiedziałam się, że ostrożeń stosuję się również do picia, jako środek oczyszczający. Przyznam szczerze, że nie przypominam sobie, żebym za dzieciaka piła taką herbatkę, ale na pewno przy okazji każdej choroby czy słabości organizmu zażywałam kąpieli z czarciego żebra.

Niestety nie udało mi się znaleźć ziela w formie jaką pamiętam, czyli wielgachnych, kujących, wysuszonych liści. Ale zaopatrzyłam się w herbatkę ekologiczną, którą użyłam to mycia twarzy.

Może Was zastanawiać jak poznać czy w ogóle jest się chorym, albo czy ziele działa? Otóż nic prostszego. Jeśli w organizmie jest choroba, to po umyciu się w zielu, w misce czy też wannie zostaną tzw. fusy. Jako dziecko czasem byłam przerażona ilością pływających fusów. Zawsze kojarzyły mi się z czymś mega złym. Ale wracając. Im częściej się myjemy, tym mniej fusów zostaje. To właśnie obecność lub brak fusów są miarą choroby.

Wspomnę jeszcze tylko, że skóra po takiej kąpieli jest jakby zupełnie nowa. Dlatego jeśli macie okazję udać się z babcią na ziele ( a z tego co pamiętam zbiera się je z podmokłych łąk w maju) walcie jak w dym. Na pewno nie raz Wam się przyda. A z doświadczenia też wiem, że miejsca, w których rośnie ostrożeń są pilnie strzeżoną tajemnicą, co dodatkowo dodaje magii :) Jeśli natomiast nie będziecie miały okazji przejść całego procesu od zbierania nad ranem, po suszenie na słońcu i pakowanie w płócienne woreczki, udajcie się do sklepu zielarskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz